19.12.2021

Nasze propozycje na wyjątkowe muzyczne prezenty

Już za kilka dni Wigilia, ale nie każdy zdarzył już zaopatrzyć się w prezenty. Jest tyle możliwości. Co tu wybrać dla bliskiej osoby? To pytanie zadałam Agnieszce, Justynie i Łukaszowi, a oni opisali dla Was swoje najlepsze prezentowe pomysły. Jeśli jeszcze nie kupiłeś podarków zapraszam Cię do lektury, a po niej do naszego sklepu Zachwyceni.online, gdzie znajdziesz je wszystkie.

Łukasz

Trudno o mniej bożonarodzeniową okładkę i tematykę. Jednocześnie trudno o piękniejszą płytę z muzyką dawną wydaną w tym roku. 

Jeśli zatem starczy ci odwagi i zechcesz wprawić bliską ci osobę w podwójny szok pomieszany z zachwytem, wybierz dla niej pod choinkę płytę JOSQUIN, THE UNDEAD: LAMENTS, DEPLORATIONS AND DANCES OF DEATH. Prawdopodobnie, odsłonięta spod połyskliwego, świątecznego papieru, ponura (komiczna?) czaszka z chaperonem (modnym szczególnie w renesansowej Flandrii nakryciu głowy) skłoni obdarowanego do pytań natury egzystencjalnej i dziwnych spojrzeń, ale już pierwsze dźwięki płynące z odtwarzacza wszystko wyjaśnią… 

Tielman Susato, działający w Antwerpii (a więc mieście, w którym rezyduje Graindelavoix) kopista, instrumentalista, kompozytor i wydawca muzyczny opublikował w 1545 roku zbiorek chansons Josquina des Prez. Stał się on podwaliną programu niniejszej płyty, na której znajdują się również utwory o pokolenie młodszych od Josquina: Nicolasa Gomberta, Hieronymusa Vindersa, Benedictusa Appenzellera, a nawet XVIII wiecznego kompozytora Jeana de Bruna. Co charakterystyczne dla poszukiwań grupy, przynajmniej część z tych nazwisk zabrzmi obco nawet w uszach prawdziwych pasjonatów flamandzkiej polifonii. Przyzwyczailiśmy się również, że koncepcje programów Björna Schmelzera nigdy nie idą wprost do celu, ale zawsze meandrują po ścieżkach muzykologii i antropologii by dostarczyć dowodów nierzadko kontrowersyjnym tezom. Tym razem wybór repertuaru, szata graficzna i tekst wprowadzający do albumu mają udowodnić funeralną obsesję Josquina, a przynajmniej utworów pochodzących z ostatniego etapu jego twórczości. 

Warto podkreślić, że Graindelavoix prezentuje się na płycie w nowej odsłonie – z towarzyszeniem instrumentalistów, m. in. lutnisty Lukasa Henninga i kontratenora Andrew Hallocka (obydwaj są dobrze znani fanom Musica Divina z koncertowego składu Sollazzo Ensemble). Na nowej płycie nie odnajdziemy tym razem tak charakterystycznych dla poprzednich produkcji zespołu, głosów kobiecych. 

Wszystkie te zabiegi służą tylko jednemu – zaprezentowaniu niezwykle oryginalnego brzmieniowo i agogicznie odczytania flamandzkiej renesansowej polifonii. Aż chciałoby się powiedzieć, że ktoś wreszcie, po wielu wielu latach, odnalazł odpowiednie tempo do śpiewania Josquina! Wydaje mi się, że to zaskakująco dobrze dobrany klucz do wydobycia żarliwości, pasji i emocjonalności muzyki, której wartość, wbrew stereotypowemu postrzeganiu, nie opiera się wyłącznie na harmonicznych proporcjach, kontrapunkcie i misternej zabawie formą. 

Graindelavoix od lat idzie własną drogą. Nie w każdy jej zaułek wchodzę z jednakową radością, ale żadna – nawet ślepa, koncepcyjna uliczka, nie przeszkadza mi czerpać ogromnej przyjemności z kontemplacji mistycznych dźwięków i nietuzinkowych aranżacji. W moim subiektywnym katalogu to bez wątpienia płyta roku! 

Justyna

Boże Narodzenie w dawnych czasach – tak wiernie należałoby przetłumaczyć nazwę Jul i gammel tid, płyty która niewątpliwie jest moim numerem jeden na tegoroczne Święta. Nazwa krążka nie jest może finezyjna, jednak jego zawartość już tak. Rolf Lislevand na lutni solo prezentuje znane w całej Europie tradycyjne melodie bożonarodzeniowe, takie jak Veni, veni Emmanuel, Es ist ein ross entsprungen i wiele innych. Intymne i delikatne brzmienie lutni w połączeniu z niewątpliwie radosnym charakterem utworów to bardzo udany mariaż, dający wielką przyjemność słuchania. Muszę przyznać, że płyta ta jest trochę jak plaster leczący duszę szarganą pośpiechem przygotowań i wszystkim od czego nie jesteśmy w stanie uciec funkcjonując w świecie. Atmosfera Świąt w komercyjnym wydaniu jest nam wciskana na każdym kroku i w każdej postaci. Czy to wchodząc do sklepów, idąc przez miasto, czy nawet korzystając z internetu. Kiedy już zmęczeni tym hałasem, natłokiem, a może i samymi Świętami, które emocjonalnie już dawno zostały nam sprzedane, rozpoczniecie prawdziwy czas świętowania Bożego Narodzenia, zaaplikujcie sobie ten plaster. Włączcie Jul i gammel tid, posłuchajcie i rozważcie, czy Boże Narodzenie w dawnych czasach nie jest przypadkiem aktualne także i dziś.

Z serdecznymi podziękowaniami dla Mateusza Solarza, za podsunięcie tej płyty!

Agnieszka

Ad caelestem Jesusalem perducando, płyta żeńskiej scholi Flores Rosarum, jednocześnie jest i nie jest świąteczna, niemniej zdecydowanie może nadać przeżywaniu Bożego Narodzenia dodatkowego, głębszego wymiaru. Album zawiera czternaście pieśni z cyklu Symphonia harmoniae caelestium revelationum (Symfonia harmonii niebiańskiego objawienia) św. Hildegardy z Bingen (1098-1197), benedyktynki, mistyczki, kompozytorki, lekarki i uzdrowicielki. Dlaczego warto posłuchać go w Święta? Co najmniej z trzech powodów. 

Zacznijmy od tekstów, które zostały tak wybrane i ułożone, by stworzyć pewną narrację opisującą duchową drogę człowieka ku Niebieskiemu Jeruzalem po wygnaniu z raju ku Niebieskiemu Jeruzalem. Powiązanie z Bożym Narodzeniem z jednej strony mocno naciągane, z drugiej: rozważmy, jak potoczyłaby się ta historia bez Wcielenia. Warto słuchać muzyki śledząc umieszczone w booklecie, przepiękne teksty. Choć w budowie bliżej im do prozy niż do poezji, „poetyckości” nie można im odmówić.

W warstwie muzycznej usłyszymy śpiew jednogłosowy, skale modalne i często długie melizmaty. Dla wielu zabrzmi to monotonnie i zniechęcająco, jednak zapewniam – nic z tych rzeczy. Utwory śpiewane przez cały zespół przeplatają się ze śpiewem solowym, a to wszystko raz po raz okraszone jest instrumentalnymi improwizacjami (wykonanymich na wirginale, portatywie, a nawet lirze korbowej). Dla tak delikatnej i „koronkowej” tkanki muzycznej to doskonale wyważona porcja „atrakcyjności”. I tu przechodzimy do dwóch kolejnych powodów, dla których polecam tę płytę właśnie na świąteczny czas. Ad caelestem Jesusalem perducando docenią wszyscy, którzy są zmęczeni czy to świątecznymi przygotowaniami, czy całym dniem składania wizyt lub przyjmowania gości. Z tą muzyką zdecydowanie można odpocząć. Nie zrozumcie mnie źle – nie jest to album, który zrobi świąteczną, ciepłą atmosferę i doskonale sprawdzi się jako tło do niewymagającej książki. Warto go posłuchać aktywnie i z uwagą, i dać się ponieść tym przepięknie wyśpiewanym swobodnym melodiom. Jeżeli dacie sobie czas, by wsłuchać się w tę płytę, otrzymacie w zamian przestrzeń pełną pokoju z lekkim poczuciem oderwania od rzeczywistości. 

Stąd możemy pójść o krok dalej i zapewnić sobie nieco luksusu, czyli duchowe przeżycie Świąt dotykających niezwykłej Tajemnicy. Zdaję sobie sprawę, że Boże Narodzenie bardzo trudno przeżyć jako doświadczenie religijne. W bogactwie pięknych tradycji, spotkaniach z bliskimi niełatwo znaleźć chwilę na świętowanie osobiste, sam na sam z Panem Bogiem. Mam silne przekonanie, że słuchając płyty Ad caelestem Jesusalem perducando dajemy sobie szansę, by nasze myśli mimowolnie i bez wysiłku popłynęły ku Temu, któremu te dźwięki zostały dedykowane, a to zaledwie wstęp do modlitwy serca i medytacji nad ogromem Bożej miłości, która objawiła się światu w małym Dzieciątku.