8.12.2020

Oko na kulturę – grudzień 2020

Oko na kulturę – grudzień 2020

Grudniowe Oko na kulturę prezentujemy w nieco okrojonym składzie, co świadczy jedynie o tym, że ostatnie tygodnie roku upływają nam bardzo pracowicie, nawet jeżeli na wiele efektów przyjdzie nam czekać miesiącami. Niemniej Ci, którzy na bieżąco śledzą nasze działania, wiedzą, że naszym zdecydowanym ulubieńcem tego miesiąca jest wydana przez nas książka Sir Rogera Scrutona Muzyka jest ważna, znajdziecie ją w naszym sklepie (przy okazji zerknijcie na przepiękne kartki bożonarodzeniowe i płyty – idealne na prezent).
A skoro Muzyka jest ważna, to dziś wyłącznie o dźwiękach, świetne płyty i zachwycające koncerty. Dobrego słuchania!

Łukasz

Czy Wy jeszcze w ogóle macie siłę oglądać i słuchać koncertów online? Przyznam szczerze, że mnie to przychodzi z wielką trudnością, ale ostatnio uległem pod naporem solidnych argumentów, jakich dostarczył gdański festiwal Actus Humanus. 20 koncertów i 20 streamingów realizowanych we współpracy z radiową Dwójką – taki wybór sprawia, że łatwo znaleźć coś dla siebie. Serdecznie polecam dwa koncerty w „duecie”: {OH!} Orkiestra Historyczna i Jakub Józef Orliński w czasie których, oprócz brawurowych i zawsze pięknych arii w wykonaniu tego drugiego, mogliśmy usłyszeć zdecydowanie mniej znane Concerti Grossi Charlesa Avisona. Na docenienie zasługuje fakt, że w czasie dwóch koncertów Orkiestra wykonała ich cały cykl. Chapeau bas!
Streamingi są realizowane bardzo profesjonalnie, koncerty poprzedzone ciekawym wprowadzeniem, a obraz realizowany w odcieniach szarości pozwala skupić się wyłącznie na tym, co istotne – emocjach i muzyce. Choć wartość muzyczna poszczególnych koncertów wydaje mi się mocno nierówna, to z pewnością warto śledzić kolejne wydarzenia. Festiwal wciąż trwa!

Justyna

Ulotne to płyta Anny Marii Jopek i Branforda Marsalisa, której być może nie trzeba przedstawiać. W końcu to nie „świeżynka”, bo wydana została w 2018 roku, a od tego czasu zdążyła się też doczekać statusu Złotej Płyty. Ale są takie krążki o których warto wspomnieć, nawet jeśli nie są najnowsze —  i to zdecydowanie jeden z nich.
Muzyka ta niezwykle pociąga, bo każdy utwór opowiada swoją własną historię, która nie jest podobna do kolejnych i choć może zabrzmi to trywialnie, niezwykła barwność, brzmienie i wewnętrzna energia wykonania sprawiają, że trudno odejść w połowie utworu. Mnie osobiście trudno wskazać też swój ulubiony, każdy ma w sobie „coś”.
Ulotne bazuje na utworach, które tekstem i melodią stylizują lub wprost nawiązują do polskiej tradycji, wykorzystując cytaty z Kolberga, Mazurka Chopina, a nawet fragment wiersza Odchodzę… Bolesława Leśmiana. Zresztą słychać nie tylko polskie akcenty, znajdziemy tutaj również interpretację A night in the Garden of Eden Harry’ego Kandella.
Skąd tytuł Ulotne? Nie znam oficjalnego wyjaśnienia, ale pokuszę się o własne. To, co najważniejsze dzieje się na tej płycie pomiędzy dźwiękami i pomiędzy wykonawcami, to jest słyszalna twórcza synergia, która sprawia, że 1+1=3. To jest owe ulotne, które w tym przypadku udało się zatrzymać w postaci płyty.
Jakość płyty nie leży jednak wyłącznie w nietuzinkowym głosie Anny Marii Jopek i świetnej grze Marsalisa, bowiem towarzyszą im znakomici muzycy, Krzysztof Herdzin (również autor aranżacji), Mino Cinélu, Marcin Wasilewski, Robert Kubiszyn, Piotr Nazaruk, Maria Pomianowska i mój ulubiony Atom String Quartet. Jak z sukcesem zmieścić tyle indywidualności na jednym krążku? Nie wiem, sprawdźcie sami.

Daniel

Adwent to dla każdego chrześcijanina czas szczególny, a dla mnie to od dzieciństwa jeden z najważniejszych okresów roku liturgicznego, bardzo mi bliski w swej istocie. Jednak muzyka, którą chciałbym dziś polecić nie będzie bezpośrednio odnosić się do tekstów religijnych związanych z tym okresem. Ponieważ Adwent jest czasem oczekiwania, przygotowania i rozważania, chciałbym polecić kilka albumów, które mi w tym towarzyszą od wielu już lat, pomagają wyciszyć się oraz dają dobrą przestrzeń i atmosferę do zanurzenia się w refleksjach. Na początek dwie płyty Tord Gustavsen TrioThe Ground i Being Theremuzyka tria norweskiego pianisty jest bardzo klimatyczna, zarazem dynamiczna o nieco ciemnym, głębokim brzmieniu dalekiej Północy.
Kolejna propozycja to dość niepozorny, ale też mający swój własny, niepowtarzalny, grudniowy charakter album December George’a Winstona.
Nie może tu też zabraknąć niezwykle intymnej, nieco kołysankowej płyty Nocturne legendarnego amerykańskiego kontrabasisty Charliego Hadena.
Bliżej zaś Świąt Bożego Narodzenia słucham chyba mało znanego albumu It’s Snowing on My Piano, którego twórca, Bugge Wesseltoft, również pochodzi z Norwegii.
Życzę wszystkim dobrego czasu przygotowania przy dobrej muzyce.

Agnieszka

Kręta i zupełnie niespodziewana była moja droga do tej płyty: TAVERNER & TUDOR MUSIC I: The Western Wind nagranej w 2006 roku przez Ars Nova Copenhagen (dyr. Paul Hillier). A urzeka mnie ona z dwóch powodów. Pierwszym z nich jest repertuar zbudowany wokół Mszy The Western Wind Johna Tavernera (1490-1545). Kompozytor w cantus firmus wykorzystuje znane ówcześnie melodie tradycyjne (zabieg popularny w Europie kontynentalnej, ale nowatorski w Anglii tamtych czasów), m.in. piosenkę The Westron Wynde. Cykl mszalny Tavernera uzupełniają utwory innych, współczesnych mu twórców: Ch. Tye’a, J. Browne’a, W. Cornysha, co daje nam obraz polifonicznej muzyki wokalnej początku epoki Tudorów, czyli wczesnego renesansu angielskiego.
Drugim powodem, dla którego słucham tej płyty niemal codziennie, jest brzmienie zespołu, co z jednej strony nie zaskakuje w przypadku Ars Nova Copenhagen, z drugiej nie przestaje zachwycać. Już w pierwszym utworze na płycie Kyrie Le Roy (J. Taverner) zostaniecie oczarowani brzmieniem sopranów: czystym, jasnym, wprowadzającym w atmosferę niemal mistyczną, która – po dołączeniu pozostałych głosów – nie tylko nie zostaje zburzona, ale zyskuje nowe barwy. Paulowi Hillierowi udało się uzyskać doskonałą równowagę w brzmieniu poszczególnych partii wokalnych, słyszymy doskonale każdy głos, początek i koniec każdej frazy, punkty kulminacyjne, ale bez wrażenia selektywności, wszystko stapia się w jeden organizm.
W tym brzmieniu czystym i naturalnym, jak i w repertuarze – jeszcze nie tak misternej polifonii, jak u T. Tallisa czy W. Byrda, jest jakaś ujmująca prostota, która czyni tę muzykę bardzo przystępną, skłaniającą do aktywnego słuchania i kontemplacji. Szczególnie polecam zabieganym i szukającym wytchnienia.

Podziel się naszymi informacjami