8.04.2022

Organy, fisharmonie i inne pozytywy - wolontariusze Fundacji z wizytą w Katowicach

Organy, fisharmonie i inne pozytywy - wolontariusze Fundacji z wizytą w Katowicach

Podzielając cele i misję Fundacji inCanto, każdy wspiera ją na inny, właściwy sobie sposób, często wykorzystując przy tym swoje talenty, zainteresowania czy po prostu poświęcając czas. Wolontariusze, bo o nich mowa, to niewidzialna ręka Fundacji. Praca przy festiwalach, jak i ta wykonywana na co dzień, choć często niewidoczna na pierwszy rzut oka, jest – sama to potwierdzam – niezwykle wynagradzająca. Takim był też wyjazd do Katowic zorganizowany dla wolontariuszy przez Fundację w sobotę 26 marca. Stał się okazją nie tylko do spędzenia wspólnie czasu, ale też wzajemnego poznania się, bo zespół stale się powiększa, a – jak się dalej okaże – był przede wszystkim niezapomnianym doświadczeniem, za co jesteśmy Fundacji wdzięczni!
Godzina 12.15 – zgodnie z rozkładem docieramy na katowicki dworzec autobusowy. Odpalamy nawigację i ruszamy w kierunku Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego – dzień będzie intensywny, nie ma na co czekać. Cel wizyty – Muzeum Organów Śląskich z oprowadzaniem przez pomysłodawcę i zarazem gospodarza miejsca, profesora Juliana Gembalskiego.

Całe założenie architektoniczne budynku Akademii Muzycznej nieśmiało zapowiada co nas czeka wewnątrz – dociera to do mnie dopiero po zakończeniu wizyty. Szacunek do dziedzictwa przepełnia gmach Akademii po brzegi. Kubistyczna ceglana rozbudowa budynku z 2007 roku stanowi dopełnienie form już istniejących, neogotyckich. Dzieli je (a może jednak łączy) tylko przeszklona przestrzeń wspólna, przez którą do wnętrz sączy się światło słoneczne, śmiało zapraszające do podziwiania dialogu form i detali części starszej i nowszej. Po obowiązkowym grupowym selfiku przed budynkiem szturmujemy wnętrze, ustalając ostatnie szczegóły obiadowego menu.

Jest i profesor! Po krótkim przedstawieniu nam siebie, swoich marzeń i fascynacji, zaprasza, byśmy ruszyli w dół do piwnic, gdzie znajduje się jego duma – Muzeum Organów Śląskich. Mijane po drodze, zachwycająco odnowione, poniemieckie sklepienia krzyżowo-żebrowe stanowią preludium do ekspozycji, która przepełniona będzie wątkami dziedzictwa wspólnego nam i naszym zachodnim sąsiadom.

W przedsionku wita nas zaś smutny widok – czarno-biała ściana fotografii organów rejonu Śląska, niestety tych już nie istniejących. Wszystkie mają swoją historię powstania, ale i historię zniknięcia – profesor zna każdą.

Właściwe zwiedzanie zaczynamy, a jakże inaczej, od podstaw. Czym zajmuje się muzeum? Jaka jego misja i przeznaczenie? Na jakiej zasadzie przebiega kolekcjonowanie eksponatów? Co się z nimi dzieje, kiedy trafiają w to miejsce? Przychodzi moment na podziwianie poszczególnych perełek. Muzeum to istny gabinet osobliwości i rozmaitości – czego tam nie ma! Unikaty na skalę światową, pozytyw skonstruowany własnoręcznie przez samego profesora, kolejny pozytyw – tym razem wykonany jako praca dyplomowa jednej z uczennic, fisharmonie wszelkiej maści, pochodzenia i przeznaczenia – to wszystko w jednej sali, a przed nami kolejne trzy. Długo by wymieniać – to trzeba zobaczyć (i usłyszeć) na własne oczy. Profesor z zapałem rasowego przewodnika oprowadza i opowiada. Właściwie żaden z eksponatów nie zostaje przez niego pominięty, za każdym kryje się inna historia, którą on chętnie podaje dalej. Co więcej, nie obywa się bez demonstracji. Prawdziwą przyjemnością było patrzeć jak gospodarz miejsca, co rusz zasiada przed manuałami kolejnych instrumentów i wręcz z dziecięcą fantazją wydobywa z nich muzykę.

Organy to zadziwiające zjawiska, prawdziwa synteza sztuki i techniki. W różnym stopniu rozbudowany mechanizm składający się, z miecha, piszczałek i klawiszy, ubrany z zewnątrz w plastyczną formę architektoniczną. W historiach poszczególnych instrumentów, którymi dzieli się z nami profesor, czuć, że traktuje on eksponaty bardzo indywidualnie. W istocie, każdy brzmi zupełnie inaczej, ma niepowtarzalną aparycję, posiada swój charakter i możliwości.

Dość powiedzieć, że samo muzeum jest niezwykle fascynujące. Jednak to miejsce porusza zdecydowanie głębiej. Jest ono owocem niesamowitej pracy, więcej, uporczywej walki o częściowo utracone dziedzictwo, która zaczęła się od wizytacji szeregu śląskich parafii, gdzie nadal ukryte są zapomniane skarby, lecz nierzadko kończy się na przykościelnych śmietnikach z makabrycznymi wręcz obrazami całych organów porąbanych i przygotowanych do spalenia czy wywiezienia. Profesor Julian Gembalski od kilkudziesięciu lat toczy tę walkę z zapomnieniem. Początkowo zupełnie w pojedynkę, z czasem zarażając swoją misją młodszych, tworząc odpowiednie zaplecze z myślą o powoływaniu kolejnych instytucji – jedną z nich jest to muzeum. Jak sam stwierdził: bywa, że jest kontaktem ratunkowym dla podniszczonych instrumentów.

W tym miejscu czas płynie trochę inaczej – mierzony jest nowymi nabytkami muzeum, przejawia się w kolektywnej pamięci obecnych tam eksponatów. Postać profesora wraz z jego dziełem stanowią piękne świadectwo i inspirację do tego, że bój o dziedzictwo jest przepełniony sensem i może stać się sposobem na życie pełne pasji. Po wizycie zachwytom nie było końca. Chyba wszyscy przedstawiciele Fundacji wyszli stamtąd niezwykle podbudowani i zainspirowani – za co składamy profesorowi ogromne wyrazy wdzięczności i uznania.

Ja sama wyszłam z muzeum z przeświadczeniem, że warto zacząć od siebie. Czy znamy organy naszych parafii? Jaka jest ich historia? Z którego roku pochodzą, przez kogo zostały wybudowane, ile i jakie głosy posiadają? Miłego poznawania – z własnego doświadczenia zapewniam, że może Was zaskoczyć.

Monika Faron

wolontariuszka Fundacji inCanto

Podziel się naszymi informacjami